poniedziałek, 24 grudnia 2012

znienawidzona gwiazdka?



Kochani z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę wam wszystkiego co najlepsze. Byście cieszyli się z sukcesów swoich idoli i sami odnosili podobne sukcesy. By na waszych buźkach cały czas widniał szczery uśmiech. Byście zawsze byli takimi wspaniałymi ludźmi jakimi jesteście na co dzień.   
            Wszystkiego najlepszego:*

P.S przepraszam ale brak bety. Mam nadzieje że wybaczycie mi te liczne błędy.



~~ Kai~~
Przepychałem się pomiędzy ludźmi przez ulicę. Ugh jak ja nie lubiłem zakupów świątecznych. Ludzie chodzą po centrum jak by za chwile mieli wybuchnąć, dzieci płaczą a ich rodzice zajęci są zakupami. Jak z kimś zderzysz się wózkiem z zakupami to patrzą na Ciebie jak byś im całą rodzinę zabił. W ogóle te całe święta są do bani i przereklamowane. Nie nawiedzę ich. Za tydzień święta a ludzie już dostają kota. Świat wariuje. Z centrum pojechałem od razu do mojej meliny. Chłopaki mieli jakiś problem z wykonaniem zadania. Czy sprzątnięcie kogoś to taka trudna robota kurwa? Zaparkowałem moją czarną kochankę,*  z przyciemnianymi szybami. Taki samochodzik jak mój pokona każdy inny miejski samochodzik. Miałem w garażu 3 samochody ale ten kocham najbardziej. Po wejściu do naszej bazy a raczej hangaru zobaczyłem że chłopaki siedzą, piją piwo i jedzą chińskie żarcie. Wkurwiłem się potwornie, swoich zadań nie wykonali a teraz siedzą i beztrosko się obżerają
            - Kurwa nie za dobrze wam? Zadań nie wykonaliście pierdoły jedne!! Jak zwykle wszystko na mojej głowie!! Suzuki załatwiłeś go?
            - Blood witaj. Aaa  jak przyjechałem on bawił się z dziećmi. Nie mogłem go przy nich zabić. Mam syna w wieku jego córki.
            - Huj mnie to obchodzi!! Trzeba było zwabić go do piwnicy i zarżnąć jak świnie!! On nie ma skrupułów brać łapówki od każdego a za kasę iść do MOJEGO host klubu** porywać mi chłopców, gwałcić ich i zabijać? !!!
            - Za tydzień jest boże narodzenie. Możemy zabić go po nowym roku i wiesz ja nie jestem taki bezduszny jak ty.
            - Stul jadaczkę suzuki!! Wkurzasz mnie. Shiroyama jak tam odebrałeś od wszystkich moją kasę?
            - Tak, tylko jedna osoba nie oddała.
            - Kto?
            -Onizawa Alexander Reimon powiedział, że dzieciakom kupił prezenty i kasę odda mi w przyszły miesiącu.
            - Ja pierdole!! To są moje pieniądze i chce je na teraz!! A Kurwa po wypłatę przychodzicie co miesiąc o 12!! Dla twojej wiadomości ten ćpun sprzedał dzieciaki za działki.
            - Na biednego nie trafiło.
            - WYPIERDALAĆ mi i to  w podskokach! Do jutra nie pokazywać mi swoich ryjów na oczy !! – Byłem tak wkurwiony że cały drżałem. Miałem wrażenie że wyjdę z siebie i stanę obok a ten mój klon pójdzie i zabije tych bez mózgów. Poszedłem na górę do swojego gabinetu i przebrałem się zamiast białego podkoszulka, białej bluzy z kapturem i czarnej marynarki w jakiej chodziłem na co dzień nałożyłem czarny obcisły golf bez rękawów na niego ubrałem skórzany płaszcz. Długi aż do kostek. Zamiast dziurawych czarnych rurek z łańcuchami ubrałem skórzane spodnie oczywiście też rurki a do nich gruby skórzany czarny pas z dużą klamrą. Ponieważ płaszcz miał krótkie rękawy  założyłem do tego czarne rękawiczki z jakimiś duperelami i na szyję dwa łańcuszki z krzyżami od Yuu. To on dobierał mi ten strój. Nie powiem fajnie komponowało się to z moimi czarnymi włosami i zimnym spojrzeniem. Już miałem wychodzić gdy przypomniało mi się o czymś bardzo ważnym. Wyciągnąłem z szuflady moje czerwone cudeńko czyli Herstal 57***. Włożyłem do niego dwie kule bo więcej na dziś nie potrzebowałem. Byłem tak doskonałym strzelcem że nie chybił bym nawet komara latającego nad głową Yuu,  tak by jemu się nic nie stało. Miałem dziś do wykonania dwie misje. Zabić pożal się Buddo tego prawnika i odebrać moją kasę. Później może pojadę do klubu zobaczyć jak tam moje interesy się trzymają. Kto wie może pojadę na aukcje i kupię jakiegoś chłopaka do host klubu? A później w ramach wprawy wypiję z nim najlepsze wino jakie mam w klubie? Zobaczę. Zamknąłem mój gabinet a później hangar, wsiadając do samochodu sprawdziłem czy mam tłumik w schowku. Oczywiście czerwony jak moje cacuszko. Dlaczego lubię czerwony? Bo to kolor krwi i od tego wzięła się moja ksywa. Blood. Pojechałem pod willę tego prawnika. Chatę ma nieźle odpicowaną muszę przyznać. Na podjeździe stał samochód to znaczy że nadal był w domu. Trzeba go jakoś wywabić z chałupy. Zadzwoniłem do niego podając się za klienta umówiłam się z nim pod mostem Akashi Bridże prosząc wcześniej prawnika o dyskrecję. Tak zależało mu na kasie że zostawił dzieci i po 3 minutach wyjechał z swojego podjazdu. Ja w tym czasie pojechałem skrótami, nie koniecznie dobrze z prawem pod most. Byłem wcześniej więc wysiadłem z samochodu i odpaliłem papierosa. Nie denerwowałem się, dla mnie to była rutyna zabijać kogoś. Nie pierwszy i nie ostatni raz to robie. Ale mam jeden warunek. Nie zabijam ludzi bezbronnych ani niewinnych. Ja wręcz staram się ich bronić i uwierzcie mi jestem bardziej skuteczny niż tutejsza policja. Na mieście musiały być korki bo spóźniał się już jakiś czas. W końcu zajechał swoim złotym BMV. Obrzydzenie mnie wzięło na jego widok. Był gruby i obleśny. Jak sobie przypomnę jakich niewinnych i delikatnych chłopców zgwałcił i zabił cholera mnie brała. Z tyłu za paskiem miałem schowaną moją spluwę z przykręconym tłumikiem. Facet podszedł do mnie i wyciągną tłustą dłoń. Chcąc nie chcąc uścisnąłem ją. Od razu przeszedłem do konkretów bez cackania się. Później pojechałem po swoją kasę. Jakimś cudem znalazła się i to z odsetkami. Wracałem do domu gdy pod koła wyskoczył mi jakiś dzieciak w kapturze. Uderzenie było tak mocne że mały poleciał na chodnik.  Pojechał bym dalej gdyby nie to co zobaczyłem. Chłopakowi ściągną się kaptur z jego główki a na nim były dwa kocie uszka. W dodatku z tyłka wystawał ogon. Kuźwa jak żyję takiego cuda nie widziałem. Zatrzymałem się od razu i wysiadłem z wozu. Podszedłem do chłopca i sprawdziłem czy żyję. Tętno miał w normie. Wiec wygląda na to że po prostu stracił przytomność. Chłopak był uprany tylko w krótkie szorty długie do ud podkolanówki i buciki. Jako koszulkę miał opadającą z jego chudych ramion bluzkę bez rękawów i kołnierza. Kto wypuścił tak niezwykłego dzieciaka w środku zimy na dwór. Sprawa wyjaśniła się dość szybko. Z zaułka wybiegło 3 wielkich napakowanych facetów. Kojarzyłem ich gęby. Byli ochroniarzami na aukcji na której można było kupić żywy towar. Chłopczyk pewnie im uciekł. W tym momencie odezwała się moja próżność i zachłanność. Nie dam im tego kociaka w ich łapy.  Jest zbyt piękny, zbyt delikatny i uroczy bo dostał się do jakiś tłustych łap mafiozo, który będzie się nad nim znęcał i pastwił. Złapałem kociaka pod kolana i za plecy i szybko zaniosłem go do mojego samochodu zanim Ci idioci kapną się co się stało. Zrobiłem to tak szybko że nawet nie kapnęli się co się stało. Od razu postanowiłem jechać do domu. Musiałem zająć się ofiarą. Ale zaraz.. co się ze mną dzieje? kiedyś nie przejął bym się nim. Miał bym w dupie każdego kogo potrąciłem. Szczególnie że uderzenie nie było zbyt mocne bo jechałem dość wolno. Włączyłem Klimę na fula i puściłem na małego, Był skostniały. Skąd wiem? bo go przeciesz niosłem do cholery. Nie to że był lekki to jeszcze zimny. Po 16 minutach byłem w domu. Fuck Yea! Pobiłem rekord. Zawsze zajmowało mi to 20 minut. Zgasiłem silnik i wyciągnąłem dzieciaka z samochodu zanosząc od razu do mojego łóżka. Ściągnąłem z niego buty i przykryłam go puchową kołdrą. Wyglądał tak niewinnie i podniecająco, Mianowicie z pod kołdry wystawała tylko jego główka i uszka. Zauważyłem przy uszku ślady krwi. Podszedłem bliżej i przyjrzałem się mu uważnie. Miał obcięty rąbek uszka przy głowie. Pewnie próbowali mu je obciąć zwyrodnialce. Mały przekręcił się niespokojnie z grymasem bólu na twarzy. Ciekawe co oni mu jeszcze chcieli zrobić. Poszedłem się przebrać i coś zjeść. Do szklanki zamiast soku nalałem sobie Jacka Daniela i wypiłem go przejadając  pizzą odgrzaną w mikrofali. Siedziałem przy stole i przeglądałem rachunki i faktury z host clubu. Musiałem mieć rękę na pulsie. Co jakiś czas patrzałem na zegarek. Jeśli cudak nie obudzi się za 3 godziny powinienem wezwać pogotowie, a teraz nie zostało mi nic innego jak usiąść i czekać a w między czasie przebrać się….
            ... Po trzech godzinach usłyszałem ciche jęknięcie u szelest pościeli. Czas na wejście smoka. Byłem ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru rozpiętą koszulę. Uchyliłem po cichu drzwi i zajrzałem do środka. Cudak siedział na łóżku i skubał końcówkę ogonka. Rozglądał się po pomieszczeniu zaskoczony i zdezorientowany. Opuścił uszka i sykną cicho a później dotkną ranki i znów zykną a na jego buźce pojawił się grymas bólu. No tak zapomniałem opatrzyć mu uszko. Popatrzał na drugą dłoń konkretniej na przegub i ruszając nim znów syknął. Po cichutku poszedłem do kuchni po bandaże i wodę utlenioną.


~~ Ruki~~
            Obudził mnie lekki ból głowy. Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się po pokoju w którym byłem. Byłem zdezorientowany i niespokojny. Zawsze w takich chwilach skubałem paluszkami ogonek. Spojrzałem na pościel. Była to bardzo puchata i bardzo duża kołdra, przypominała watę cukrową albo stado puchatych i mięciusich owieczek. Była taka ciepła i pachniała przyjemnymi męskimi perfumami. Uniosłem uszka bo wydawało mi się że ktoś chodził po domu. Po moim prawym uszku przeszedł ból. Delikatnie uniosłem łapkę by zobaczyć dlaczego mnie bolało i przypomniało mi się. Ci źli ludzie chcieli obciąć mi moje kochane skarby i ogonek też! To bardzo źli ludzie som. Unoszą rączkę poczułem że boli mnie też bardzo nadgarstek. Pewnie jak uciekałem coś się stało. Oderwał mnie od moich myśli jakiś pan wchodzący do pokoju. Wyglądał jak gangster. Wystraszyłem się i zanurkowałem pod kołdrę. Pod nią zawsze jest bezpiecznie prawda?

~~ Kai~~
            Zaskoczyło mnie to co ten mały zrobił. Chował się w Moim łóżku pod Moją kołdrą. Po kształci kołdry widziałem że ma główkę i ukucnąłem tak po cichu. Małemu w końcu zabraknie powietrza i będzie musiał wyjrzeć na świat by odetchnąć Świerzym powietrzem. Po kilku sekundach zauważyłem  wynurzający się z pod kołdry nosek i usteczka zachłannie pragnących powietrza. Usteczka były pełne i różowiutkie jak malinki. Miałem wielką ochotę ich skosztować a później powtarzać to w nieskończoność. Nosek też był śliczniutki, taki malutki i uroczy a później zobaczyłem coś najcudowniejszego w moim życiu. Dwa brązowe pięknie oszlifowane brylanciki. Były tak cudownie błyszczące. Moje serce wykonało jakiś dziwny taniec a w brzuchu poczułem stado motylków? Ze czego kurwa? Taki twardziel jak ja nie ma żadnych jebanych motyli i huj. Chłopiec popatrzał na mnie oczkami i wystraszony odskoczył ode mnie krzycząc potwornie. przewrócił się na plecki później znów na brzuch i uciekł w róg sypialni. Gdzie skulił się i znów zaczął skubać ogonek. Jak tak będzie dłużej robił ogonek będzie łysy jak u szczura a tego nie chciałem. Wstałem i ukucnąłem przed nim. Malec prychną na mnie jak niezadowolony kociak.
            - hej  kociaku nie musisz się mnie bać. Pokarzesz mi swoją rękę? Chce zobaczyć dlaczego Cię boli. – mały popatrzał na mnie nie pewnie i przysuną do siebie bolącą łapkę i ogonek. Wyglądał jak małe skrzywdzone dziecię.
            - nie skrzywdzę Cię. Nie jestem jak oni. – uśmiechnąłem się kącikami ust by dodać małemu odwagi ale on jedynie skulił się w sobie bardzie i położył uszka na główce. Wstałem powoli kładąc bandaże na łóżku i poszedłem do kuchni po coś do jedzenia dla chłopca. Pewnie jest głodny. Tylko co by mu dać jeść? Cóż ma uszka więc może ciepłe mleko i jakieś ciastka albo kanapki? Tak to powinni być dla niego dobrym jedzeniem na początek. Ułożyłem wszystko na tacy i poszedłem do sypialni. Mały dalej siedział w koncie. Na mój widok spioł się na mój widok. Podszedłem bliżej niego i postawiłem tacę na podłodze. Mały najpierw popatrzał na jedzenie a później na mnie pytająco.
            - to jest dla Ciebie. Ciepłe mleko i ciastka. Pewnie lubisz słodycze co? – Mały pokiwał głową i popatrzał na ciastka i mleko. Przybliżył się powoli i usiadł przed tacą po turecku wziął w  rączkę ciasteczko, zamoczył je w mleku i zjadł.
             - kotku pozwolisz mi opatrzyć dłoń i uszko?- chłopczyk kiwną głową i był tak zajęty jedzeniem. Wyciągną chorą dłoń w moim kierunku a ja wziąłem ją delikatnie w swoje dłonie i zacząłem delikatnie ugniatać. Gdy dotarłam do miejsca gdzie miał stłuczenie mały zapiszczał i popatrzał na mnie z  łezkami w oczkach.
            - spokojnie kociaku. Musiałem sprawdzić gdzie Cię boli. – uśmiechnąłem się do niego delikatnie. Kociak zajął się znów jedzeniem  ciastek i piciem mleka a ja zawiązałem mu na przegubie bandaż elastyczny i pocałowałem bolące miejsce. Nie wiem co mi strzeliło do głowy z tym pocałunkiem w jego uderzenie bo nic gorszego z jego dłonią nie było. Kociak popatrzał na mnie ze zdziwieniem a ja wzruszyłem ramionami. Wstałem i usiadłem za nim tak że dzieciak był pomiędzy moimi nogami. Mały nie zwrócił na to uwagi. Ostrzegłem go że teraz zaboli bo miałem zamiar polać ranę w uszku wodą utlenioną. Chłopiec zacisną piąstkę ale siedział cierpliwie a ja polałem rankę. Mały naprężył  się bardziej a ogon podkulił pod siebie. Nie odwracał się tylko siedział w tej samej pozycji. Wyciągnąłem rękę i położyłem na jego brzuchu przyciągając go mnie mały pisną z zaskoczenia ale po chwili przyzwyczaił się i uspokoił. Podałem mu ciepłe mleko do łapki a on powoli je pił.
            - powiedz mi kociaku jak się nazywasz?
            - Jestem Ruki- Byłem zaskoczony jego głosem. Miał taki melodyjny głosik. Jak słowiczek. Jestem już pewny że nie oddam go nikomu. Za żadne skarby.
            -ładnie a ja jestem Kai. – mały pokiwał główką, potem odstawił pustą szklankę na tackę, usiadł do mnie bokiem, położył swoją główkę na moim ramieniu i ziewną przecierając oczka. To był dla mnie znak że dzieciak chciał spać. Wziąłem go na ręce a on objął  mnie za szyję swoimi małymi łapkami i dał mi zanieść się do łóżka. Położyłem go na nim i okryłem szczelnie pościelą. Od razu zasnął a ja posprzątałem po jego kolacji poszedłem się myć i cóż poszedłem spać. A że miałem tylko jedno łóżko położyłem się obok Rukiego. Coś mu się śniło bo poruszał uszkami a jego ogon oplótł moja rękę. Ogonek był miękki i puszysty bawiłem się nim chwilę a później zasnąłem…
             Przez kolejne 4 dni trwało oswajanie kociaka bo tak do niego mówiłem. A on był niesforny. Tłukł przez przypadasz wszystkie szkło, szklanki i porcelanę jaką miałem tylko w domu ale nie miałem siły się na niego gniewać bo za każdym razem gdy cos broił jego oczki robiły się błyszczące od łez. Więc przytulałem go i dawałem mu jego ulubionego miśka. Kupiłem mu gdy wracałem z klubu po papiery a mały skaleczył się dzień wcześniej o opakowanie od swojej ulubionej czekolady. Ten misiek był prawie duży jak on ale i tak tachał go za sobą wszędzie. Nawet na zakupy na które go zabrałem bo chciałem mu kupić nowe ubranka. Siedziałem na kanapie misiek obok mnie  a Ruki on wchodził i wychodził z przymierzalni w coraz to wymyślniejszych strojach. Wierzcie lub nie ale w każdym wyglądał zajebiście seksownie. Musiałem położyć na kroczu bluzę bo mi staną!. W sklepie normalnie!
Po długim maratonie po sklepach pojechaliśmy do domy. Przyzwyczaiłem się do mojego kociaka. To była jedyna osoba która nie drażniła mnie swoimi psotami i gadaniem. Lubiłem jak podczas pracy łasił się do mnie i mruczał bym chodź pogłaskał go za uchem. Tak też czyniłem. Wczoraj Ruki namówił mnie na łyżwy. Ja umiałem jeździć doskonale ale on ni w ząb. Uczyłem go jeździć  przy czym bawiłem się doskonale. Pierwszy raz od czasu gry rodzice wywalili mnie z domu śmiałem się tak prawdziwie. To było w wigilie a ja miałem 10 lat. od tamtej pory radziłem sobie sam. Sam doszedłem do tego wszystkiego i jestem za to wdzięczny tylko i wyłącznie sobie. Ale wracając do rzeczy. Ruki wyglądał tak uroczo jak próbował jeździć na lodzie. Buźkę miał wykrzywioną determinacją, upartością i zawziętością. Miał też rozkoszne rumieńce. Ubrany był cały na biało i nawet miał skrzydełka aniołka. Tak taki mały uroczy aniołek z niego…
            … Dziś jest 24 grudnia. Dla innych wesołe święto a dla mnie najgorszy dzień w życiu. Tego dnia 15 lat temu rodzice wyrzucili mnie z samochodu jak psa. Z kilkoma banknotami w kieszonce. Wysadzili mnie i kazali czekać aż ktoś po mnie przyjdzie. Czekałem godziny dni i miesiące a ich nie było. Pamiętam jak płakałem śpiąc pod gazetami i kartonami na ławce w parku. Po roku czekania, jedzenia w po śmietnikach i błagania ludzi o pieniądze znalazłem sobie pracę jako pomocnik hosta. Był dla mnie guru a jak on zmarł przejąłem po nim klub. Właściwie wszystko zawdzięczam jemu. Leżąc na plecach poczułem jak mały przytula się do mnie i łaskocze swoim uszkiem w moją szyję. Och jak ja uwielbiam mojego kociaka.
            - Dzień dobry i wesołych świąt – powiedział swoim słodkim i melodyjnym głosem.
            - To wstawaj ubieramy choinkę, dekorujemy dom i robimy pyszną kolację. Nooo wstawaj- Zaczął spychać mnie z łóżka a ja przytuliłem go do siebie i posadziłem na swoich kolanach. Miałem mu coś bardzo ważnego do powiedzenia.
            - Mały na kolację będą naleśniki ale nie będzie choinki ani stronienia domu. Nie obchodzę świąt. W oczach małego pojawiły się łzy.
            - Z prezenty? – Zapytał z nadzieją ale i drążącym głosem.
            - Też nie będzie. To jest dzień jak co dzień. chcesz pójdziemy dziś do kina albo na zakupy. Uśmiechnąłem się do niego i pogładziłem po jego plecach.  Ale on zeskoczył z moich kolan i ustał przede mną i tupną nóżką. Muszą dodać że miał na sobie tylko za dużą moją koszulę. Miał bardzo śliczniutkie udka. Cód że go jeszcze nie zgwałciłem.
            - Nie!! Będą święta jak co roku!! Pójdziemy po choinkę i kupimy ozdoby!! Zrobimy kolację i obdarujemy się prezentami!! Chce święta!! – tupną nóżką i rozpłakał się a ja się wkurzyłem. Nie będzie jakiś szczyl mi dyktował co mam robić.
            - Nie będziesz mi rozkazywał szczeniaku co mam robić!! Nie będzie ani choinki ani prezentów a  tym bardziej żadnej wystawnej kolacji!!. Nie rycz i ubieraj się pójdziemy do kina. Mały rozpłakał się bardziej i kopną mnie w piszczel. Zareagowałem instynktownie i nie zauważyłem kiedy a mały leżał już na podłodze z odciskiem mojej dłoni na swoim policzku i patrzał na mnie tymi wielkimi i błyszczącymi oczami. Chciałem do niego podejść ale on skulił się na podłodze i rozpłakał.  Czułem do siebie wstręt za to co zrobiłem. Jak mogłem go uderzyć? Wyszedłem z pokoju ubrałem się na szybko i wyszedłem z domu. Musiałem odetchnąć i przemyśleć to co zrobiłem i co by zrobić na przeprosiny. Zaszedłem do naszej bazy gdzie Aoi siedział i coś czytał. Dziwne myślałem że będzie w domy z dziewczyną i będą razem przygotowywać się do świąt.
            - Blood co ty tu robisz? Nie spodziewałem się tu Ciebie- Wyciągnąłem 2 piwa z lodówki i jego podałem mu.
            - O to samo mogłem Ciebie spytać Yuu
            - Ja uciekłem od tego całego zgiełku świątecznego. Te baby mnie zamęczą. Wyrwałem się bo miałem szukać świątecznego drzewka. Kupiłem je 3 godziny temu ale nie chce mi się do niego wracać. a ty co tu robisz? Pokłóciłeś się ze swoją maskotką?
            - Można tak powiedzieć. Zażądał bym zrobił mu gwiazdkę jak z prawdziwego zdarzenia. A wiesz jak  ja nie nawiedzę świąt.
            - Rozumiem. Ale skoro tak ostro się pokłóciliście powinieneś mu ją zrobić. A co Ci szkodzi. Ubierzecie choinkę. Mały będzie miał przy tym za pewne mnóstwo zabawy. – Zamilkłem w sumie to nie był zły pomysł. Mały miał by coś na przeprosiny. Oprócz prezentu który my kupię. Wypiliśmy piwo  a później pojechałem po te zielone coś. Oczywiście nie odbyło się bez korków na mieście. Na nie wiem wszyscy ludzie chyba dziś wyjechali na ulice. Szlak by to. Po zrobieniu wielkich zakupów zapakowałem wszystko do samochodu. Dziwne że to wszystko się zmieściło bo było tego naprawdę dużo. Ruszyłem w drogę powrotną. Najpierw zajrzałem do sypialni. Mały spał wtulony w miśka. Miał załzawione oczka i było widać siniaka na jego policzku. Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie chciałem zrobić mu krzywdy. Nie chciałem zadawać mu bólu. Był niewinny i nie zasługiwał na więcej bólu. Zamknąłem za sobą drzwi  i wniosłem po cichu wszystko. W rogu gdzie było fuul miejsca postawiłem drzewno  a obok niego poukładałem bombki łańcuchy i inne duperele by  Ruki mógł je ubrać. Sam ruszyłem do kuchni by wziąć się za gotowanie. Przepisy wziąłem z netu o dziwo było tam dużo ryb. I nie, nie zrobiłem 12 potraw bo razem z Rukuśiem byśmy jedli to przez miesiąc. Gdy wkładałem ciasto do piekarnika usłyszałem jak mały kręci się w pościeli. Zawołałem go do mnie. Przyszedł  tuląc do siebie misia i przecierając oczka.  Gdy spostrzegł choinkę pisną z radości. Misiek upadł na podłogę a Ruki rzucił się na mnie. Złapałem go za pośladki i posadziłem na blacie.
            - Naprawdę?
            - Tak, możesz ubrać choinkę. No leć. – Mały pocałował mnie w policzek i poleciał ubrać drzewko. Gdy widziałem że męczył się  by zawiesić czubek choinki pomogłem mu podnosząc go za bioderka. Wierzgał nóżkami ale udało mu się zawiesić czubek. Włączył wesołą świąteczną muzykę i tańczył potrząsając swoimi seksownymi i jędrnymi pośladkami. Buddo czy on nie wie jak mnie to podnieca? Gdy ubrał drzewko usiadł na parapecie i wypatrywał gwiazdy. Nie powiem te jego przygotowania udzieliły mi się i może w przyszłym roku zrobię zakupy z Rukusiem?
            - Kai patrz!! – Krzyknął mały i zaczął ciągnąć mnie do okna. Wyjrzałem przez nie…
            - Eeeee – Nie wiedziałem co on tam widział
            - No co ty nie widzisz?! Śnieg, pada śnieg!!. Pójdziemy później ulepić bałwana? Proszę, proszę. - Zaczął skakać a ja zaśmiałem się. Ta jego dziecinność mnie rozbraja. Nie mogłem mu odmówić. Po pół godzinie na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka i zaczęliśmy kolację. Mały jadł ochoczo wszystkiego po trochu. Był bardzo głodny nic nie jadł cały dzień. Ja podjadałem z każdej potrawy po trochu. Po kolacji usiadłem z małym przy choince i pijąc wino dałem mu prezent. Speszył się i spuścił główkę ale prezent wziął, jego ogonek latał w te i z powrotem a jak zobaczył ucieszył się. Potrafiłem odczytywać jego uczucia z ruchów ogona czy uszek. Był rozkoszny i uroczy. Posadziłem go sobie na kolanach twarzą do siebie. On odłożył prezent i przytulił się do mnie mamrocząc coś. Jego usteczka poruszały się przez co delikatnie muskał moją szyję swoimi usteczkami.
            - Co powiedziałeś kociaku?-
            - nie mam dla Ciebie prezentu
            - Ależ Ruki nie jest mi potrzebny prezent od Ciebie. Ważne że jesteś przy mnie słodziaku- Mówiłam mu to patrząc w jego piękne oczka które mnie zaczarowały. Ruki zarumienił się a ja wziąłem jego twarz w swoje dłonie i pogładziłem delikatnie po policzkach.
            - przepraszam za to co było rano. Nie chciałem Cię uderzyć. – przybliżyłem swoją twarz do jego i pocałowałem go bardzo delikatnie. On powolutku nieśmiało zaczął odwzajemniać pocałunki. Później usłyszałem najpiękniejsze słowa jakie mogłem sobie tylko wymarzyć Były to słowa wykrzyczane w ekstazie pod pachnącym drzewkiem i przy palącym się kominku. Wyznał że mnie kocha. Powiedziałem mu to samo. Kochałem go i od tej pory pokonam święta. Dzięki niemu.  

* http://www.motorauthority.com/news/1030492_lexus-lx570-by-icon-4x4-design
** Host klub to miejesce gdzie młodzi i przystojni chłopcy za opłatą rozmawiają i towarzyszą dziewczynom. I nie to nie są burdele 
*** http://en.wikipedia.org/wiki/FN_Five-seven


Mam nadzieje że notka się podobała. WESOŁYCH ŚWIĄT

5 komentarzy:

  1. Jakie to było słodkie~
    Chociaż trochę zdziwiło mnie to, że Kai slini się do dzieciaka XD Bo nie wyczytałam tam wieku Ruksa, nie..? @_@ Nieważne. Fabuła była bardzo ciekawa c:
    Szukaj betki, kochanie! I pisz kolejne shociki, plosę, plosę >u<

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna notka! Ruki jest taki słooodki. Rozczuliłam się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tym głosowaniem z reakcjami jest opcja "SWEET!!!!!!!!" ?

    OdpowiedzUsuń
  4. 50 year-old Financial Analyst Giles Kleinfeld, hailing from Laurentiens enjoys watching movies like "Sound of Fury, The" and Ghost hunting. Took a trip to Kasbah of Algiers and drives a Ferrari 275 GTB/4. kliknij po wiecej informacji

    OdpowiedzUsuń