~~ Aoi~~
Przypomniałem sobie wczorajsze zdarzenie. Serce znów boleśnie załomotało mi w piersi. Widocznie nie jest moim skarbem, skoro odwzajemniał jego pocałunki.
- Mógłbyś uważać - powiedział z oburzeniem.
- Co tu robiłeś? - Pomijając jego wcześniejsze słowa, zapytałem go trochę szorstko. Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Nie wiesz? - zapytał zdziwiony
- Jak bym wiedział, to bym nie pytał, prawda? - zapytałem go i wstałem z kanapy, nawet nie pomagając mu wstać, po czym poszedłem do łazienki. Wiem, zachowuję się dziecinnie, ale taką miałem ochotę. Karałem go za to, że wybrał właśnie jego, a nie mnie. Dałem mu wszystko: dach nad głową, bezpieczeństwo, wyżywienie i przede wszystkim siebie, wyciągnąłem go z tego jebanego bagna, a sam zrezygnowałem ze stałej pracy i z prób, za którymi tęskniłem. Tu nawet gitary nie miałem. Zwaliłem z siebie bokserki i wszedłem pod prysznic. Głowa pulsowała mi od kaca i tak szczerze, miałem ochotę umrzeć. Oparłem się rękami o zimne kafelki, a na moje ciało ze słuchawki leciała zimna woda. Och tak, może to mnie otrzeźwi. Nagle otworzyłem szeroko oczy, przypominając sobie w jakim stroju był on i ja.
-O cholera - szepnąłem. Czyżbym ja go... Ja pierdolę, kochaliśmy się, a nic z tego nie pamiętam.
Skrzywdziłem go. Mojego aniołka i nawet nie pamiętam, czy było mi dobrze. Zadrżałem z tego wszystkiego. Tak nie może być. Skoro on mnie nie kocha, powinienem zniknąć z jego życia. Poczułem, że moje serce na samo myślenie o tym, że go więcej nie zobaczę, ścisnęło się boleśnie. Westchnąłem i oparłem czoło o kafelki.
- Tak będzie lepiej - szepnąłem i postarałem się przekonać o tym sam siebie....
Wieczór, dzień wcześniej
~~ Uru~~
Wyszedłem razem z tym dzieciakiem z mieszkania Aoia. Przez całą klatkę schodową milczeliśmy. Z tego, co pamiętam, mieszkał dość daleko od tego miejsca. Tak, znam to miasto, bo wychowałem się tu. Spędzałem całe dnie jako dzieciak na poznawaniu ulic i ciemnych uliczek. Podobał mi się ten dreszczyk emocji przed niewiadomym. Wyciągnąłem paczkę fajek i zapalniczkę. Odpaliłem papierosa i chciałem go włożyć do ust, ale ten mały dzieciak wyciągnął mi ją i zaciągnął się mocno. Popatrzałem na niego zdziwiony, ale wzruszyłem ramionami i odpaliłem kolejnego papierosa.
- Może cię podwieźć? - zaproponowałem chłopakowi. On tylko popatrzył na mnie.
- Przejdę się - burknął
- Nie chce nic mówić, ale jest już późno w nocy, a znów uratować Cię nie dam rady.
- Jeśli przyjechałeś tu po podziękowanie ode mnie, to muszę cię zawieść. Trzeba było dać mi spłonąć w tym domu, a nie bawić się w bohatera. - powiedział bez uczuć, patrząc w ziemię. Byłem zaskoczony jego słowami. Ok, stracił rodziców w tym pożarze, ale w domu dziecka obiecali mi, że się nim zajmą. Przecież wpłacałem na początku z rodzicami, a teraz sam spore sumy na jego wychowanie. Sami nie mogliśmy go wziąć, bo i tak ledwo ciągnęliśmy koniec z końcem, ale dawaliśmy radę. Ale to nie znaczy, że nie chcę żyć i żałuję tego, że go uratowałem.
- Nie chcę podziękowań. Chcę ci tylko byś bezpiecznie dotarł do domu. - Popatrzyłem na niego, a on położył ręce pomiędzy mną i oparł się o mój samochód, przyszpilając mnie do niego. Dmuchnął mi dymem w twarz.
- Nie chce twojej pomocy ani teraz, ani nigdy, jasne? - Nie wiedziałem, co powiedzieć. Całkowicie pochłonął mnie kolor jego oczu. Widziałem, że mówił coś swoimi pięknymi ustami, ale nie wiedziałem, co. Przytaknąłem głową i uchyliłem usta, chcąc go pocałować, ale chłopak w tym czasie odsunął się ode mnie. Ech, szkoda, jest z niego zajebisty materiał na chłopaka. Właśnie takich lubię, ostrych i drapieżnych. Popatrzałem na jego tyłek, gdy odchodził. W opiętych spodniach prezentował się super. Był jędrny i kształtny, wręcz prosił się o to, by ktoś dał mu klapsa i zerżnął.
Nagle przystanął i popatrzył przed siebie. Powędrowałem za nim wzrokiem i pod latarnią zobaczyłem 4 chłopaków mniej więcej w jego wieku, którzy zaczepiali jakiegoś staruszka. Ryutaro odwrócił się na pięcie i podszedł do mnie, jakby wyraźnie na coś czekał. Popatrzyłem na niego pytająco, a on założył ręce na piersi.
- No odwieź mnie wreszcie. – Powiedział, jak jakaś księżniczka, a tak na prawdę wiedziałem, że bał się po prostu takiej grupy. Otworzyłem pilotem samochód i otworzyłem przed nim drzwi, jak księżniczce. Popatrzał na mnie, zwężając oczy niczym niezadowolony kot, a ja zaśmiałem się. Uroczy... teraz tylko zawieść go to hotelu i łupu cupu :D Niestety, wasz kochany Uru ma trochę rozumku i nie chce do więzienia trafić za gwałt na nieletnim, więc grzecznie odwiozłem go pod dom dziecka. Gdy chłopak bezpiecznie wszedł do domu, spokojny pojechałem do hotelu.
Chwila, w której Aoi wyszedł z mieszkania
~~ Kai~~
Popatrzyłem za nim z otwartą buzią ze zdziwienia, jak odchodził do łazienki. Poczułem się odrzucony, w dodatku bolał mnie tyłek od upadku i głowa. Wstałem powoli, podpierając się o kanapę i poszedłem do swojego pokoju, by położyć się na łóżku i zasnąć. Niestety, nie szło mi to najlepiej. Słyszałem, jak Aoi kręci się po mieszkaniu, a następnie wychodzi gdzieś, nawet nie mówiąc, gdzie. Było to dziwne, bo zawsze przychodził, żegnał się i pytał, co kupić na kolację. Dzisiejsze zdarzenie zabolało. Miałem ochotę pobiec za nim i przytulić go. Brakowało mi tego.
~~ Aoi~~
Stałem na chodniku i zaciągałem się fajką. Musiałem udać się po radę do Uru. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do niego. Po kilku sygnałach odebrał.
- Słucham? - Usłyszałem zaspany głos w słuchawce i popatrzałem na zegarek na przegubie. Ups, jest 7 rano w niedziele. Super...
- Eeeeto, tu Aoi. Możemy się spotkać? - zapytałem z nadzieją
- O tej porze? Na głowe upadłeś - powiedział i ziewnął.
- Tak, to ważne - powiedziałem z przekonaniem i usiadłem na krawężniku.
- No dobra, to wbijaj do mnie, a i kup po drodze jakąś wodę, czy coś – powiedział, widocznie jego tak jak i mnie męczył kac.
-Dobra, będę za godzinę, tylko powiedz, gdzie? - Usłyszałem w telefonie śmiech, cham nabija się ze mnie.
- Jestem w hotelu " Daiichi Hotel Annex" . Pospiesz się, bo znajdziesz uschnięte prochy swojego kumpla. - Dłużej nie przeciągając rozmowy, pożegnaliśmy się. Hotel był niedaleko, więc zrobiłem sobie mały spacer do niego. Po drodze dużo myślałem. Nawet przez przypadek wpadłem na kogoś, ale grzecznie ukłoniłem się i poszedłem dalej. Kupiłem też 2 butelki wody, tak jak chciał Uruha.
Gdy dotarłem pod hotel, Uru już na mnie czekał. Nie dał mi się przywitać, tylko od razu zabrał mi jedną wodę, jakby mieszkał na pustyni i od razu zaczął pić. Cholera, jeszcze nie widziałem, żeby ktoś miał takie ciśnienie na wodę, noo. Zaśmiałem się tylko, a on popatrzał na mnie morderczym wzrokiem i pił dalej... .
... Usiedliśmy w jego pokoju. On na krześle, a ja od razu walnąłem się na jego łóżko i westchnąłem.
- Co się stało, że tak nagle zadzwoniłeś? Spodziewałem się raczej telefonu najwcześniej o 17.
- Ta, wiem... ale ... słuchaj, mocno nawalony wczoraj byłem i coś odpierdalałem?
- Nie, tak się ululałeś, że zasnąłeś na kanapie. No, ale opowiadaj, co się stało, że wróciłeś taki roztrzęsiony od niej z pokoju. - Tak jak przypuszczałem. Zrobiłem to z nim i nawet tego nie pamiętam. Ale dno i kilometr mułu.
- No bo... asz, cholera - Usiadłem i potargałem sobie włosy.
- Wiem, że uznasz to za chore, ale zadurzyłem się w Nim. Całował się z tym całym Ryutaro i wyglądało jakby mu się na prawdę podobało. I to boli mnie najbardziej - Dodałem już szeptem, bo wielka gula nie pozwalała mi mówić.
- Hej, zaraz, jakim nim? Nie nadążam. - Popatrzył na mnie zdezorientowany. A ja uświadomiłem sobie, co mówiłem.
- No chodziło mi o nią. O Kaję - Sprostowałem. Na szczęście umiałem kłamać, więc od razu to łyknął.
- Robię dla niej wszystko. Wyprowadziłem się i znalazłem nowe mieszkanie tutaj, haruję jak wół i co mam? Nic. Nóż wbity w plecy, bo ona woli tego szczeniaka Ryutaro.
- Stary, wyluzuj. Jesteś zwyczajnie zazdrosny, ale masz rację. Dziewczyna jest niewdzięczna. Stary, ty zrezygnowałeś dla niej z zespołu, a jeszcze miesiąc temu mówiłeś, że jest on twoim życiem, a kochanką gitara, która kurzy się w Tokio. Spakuj się i wracamy do prób.- Popatrzyłem na niego w szoku. Miałbym zostawić jego? Uru zobaczył szok w moich oczach.
- Yuu, skoro… - Podszedł do mnie i usiadł obok na łóżku, mówiąc dalej - Skoro ona kocha innego, a ty ją lubisz, powinieneś odsunąć się w cień i im nie przeszkadzać. Twoja kochanka i chłopaki czekają na ciebie, aż wrócisz. – Kontynuował. Wiedziałem, że Uru ma rację i mówi szczerze.
- Ja nie wiem, czy potrafię mieszkać tak daleko od niej...- Poczułem, jak po moim policzku spłynęła łza. Nosz cholera, jeszcze się rozryczałem, jak baba. Byłem w szoku, gdy poczułem, że Uru mnie przytulił. Oczywiście po przyjacielsku, ale mnie przytulił. Okazał się najlepszym przyjacielem, mimo że to z nim trzymałem się najmniej.
- To zróbmy tak. Wyprowadzisz się i pomieszkasz jakiś czas tu ze mną. Odpoczniesz i pomyślisz, co zrobić dalej. - Uśmiechnął się do mnie, a ja przytaknąłem głową, nie będąc w stanie nic powiedzieć, by się mocniej nie rozpłakać.
- No to stoi. Później pójdziesz się spakować - Kontynuował i klepał mnie po plecach tak mocno, że myślałem, że mi płuca wywali. Zaśmiałem się przez łzy. Tak, to się nazywa przyjaciel. Mimo łez umie mnie rozśmieszyć.
- Heh - Pokręciłem głową z uśmiechem.
- A później pójdziemy do klubu na setkę i dziewczynki, co ty na to? Ooo, albo zamówimy jakieś 2 do pokoju i się zabawimy - Poruszał zabawnie brwiami, a ja roześmiałem się i zwaliłem go z łóżka. Jasne, on i laski. Dobrze wiedziałem, że lubi chłopców. Nawet kiedyś z jednym chodził. Podejrzałem jego zdjęcia w telefonie ...
... Cóż zrobić, prawie cały czas do popołudnia przesiedziałem u niego w pokoju. Kouyou naprawdę pomógł mi się wyluzować i przemyśleć wszystkie sprawy. Teraz staliśmy pod moim mieszkaniem i gapiliśmy się jak te capy w okna mojego mieszkania.
- Na pewno poradzisz sobie sam? - Popatrzył na mnie badawczo
- Tak, mamo- Pokiwałem głową i westchnąłem. - To będzie ciężka rozmowa, ale dam radę.
- No to powodzenia - Zaśmiał się, walnął mnie w plecy i popchnął w stonę wejścia. Odwróciłem się i popatrzyłem na niego oburzony, ale on tylko pokazał ręką, żebym sobie polazł i tyle. Zbierając w sobie całą odwagę, wszedłem do bloku, a następnie mieszkania...
~~ Kai~~
Gdy usłyszałem zgrzyt zamka, od razu poderwałem się z salonu do drzwi. Na widok Aoia naprawdę się ucieszyłem. Nie wiem, co mną kierowało, ale rzuciłem się na niego, przytulając mocno. O mało co się nie przewrócił, ale na szczęście oparł się o drzwi.
- Gdzie byłeś? Zrobiłem dla Ciebie obiad i posprzątałem - Paplałem jakby to, co było rano, nie miało nawet miejsca. Położyłem głowę na jego ramieniu i uśmiechnąłem się. Tęskniłem za nim i martwiłem się jednocześnie. Jak dobrze mieć go teraz przy sobie. Popatrzyłem na niego, gdy poczułem, że mnie nie obejmuje, ani nie całuje we włosy. Niemożliwe, by były przetłuszczone, myłem je rano i pachniały jak zawsze...
- Tanabe, odsuń się i daj mi się spakować - powiedział zimnym tonem, nawet na mnie nie patrząc. Zrobiłem wytrzeszcz, jakich mało. Po raz pierwszy powiedział do mnie po imieniu i tak zimno. Przywarłem do niego mocniej i zamknąłem oczy, wtulając się bardziej w niego.
- Nie odsunę się, a tym bardziej nie dam ci się spakować. - powiedziałem drżącym głosem. Obiecywał, że będzie przy mnie. Obiecywał.
- Odsuń się, mówię – Poczułem, jak złapał mnie za ramiona i odsunął od siebie. Byłem w takim szoku, że stałem tak krótką chwilę, a on zniknął w sypialni. Miałem ochotę rozpłakać się, ale pobiegłem twardo za nim. Chciałem znać powód, wiedzieć dlaczego. Wbiegłem do sypialni i trzasnąłem drzwiami. Nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Złapałem jego koszulkę, którą właśnie pakował do plecaka. Zaczęliśmy się o nią szarpać, a w efekcie tego ja upadłem na tyłek i popatrzyłem na część koszuli, która została mi w dłoni.
- Przepraszam - szepnąłem – Daj, naprawię ci to. Gdzieś tu była igła i nici. - Zacząłem krzątać się po pokoju. Oczekiwałem czegoś w stylu" nie trzeba" albo" daj spokój, kupi się nową, bo ta i tak była stara", ale nie usłyszałem nic. Zamarłem w miejscu, gdy usłyszałem, że kontynuował pakowanie się.
- Obiecałeś - szepnąłem i odwróciłem się do niego twarzą. Popchnąłem go delikatnie. – Obiecałeś, że mnie nie zostawisz, że już wszystko będzie dobrze! - Chciałem uderzyć go jeszcze raz, ale złapał moją dłoń i popatrzył na mnie.
- Nie przeszkadzaj mi, szczeniaku - Wzmocnił uścisk na mojej dłoni, a mi aż pojawiły się w oczach łzy.
- Więc jestem dla ciebie tylko szczeniakiem?! Więc po co tu przyjeżdżałeś i mi pomagałeś?!
- Powinieneś być mi wdzięczny! – Krzyknął, a mi stanęły łzy w oczach.
- I jestem!! -Rozpłakałem się i upadłem na kolana.
- Aśśś, jakbym wiedział, że mam z tobą takie kłopoty, nie przyjeżdżałbym w ogóle – powiedział, patrząc na mnie. Zarzucił plecak na ramię i podszedł do drzwi.
- Yuu, proszę, nie zostawiaj mnie - szepnąłem. Ja naprawdę nie chciałem, by odszedł. Chciałem być z nim, teraz dopiero to wiedziałem. Jednak on po prostu wyszedł, zostawiając mnie samego. Schyliłem głowę, gorzkie łzy kapały na moje spodnie i dywan. Miałem ochotę krzyczeć i wyć z rozpaczy. Bez niego jestem nikim.Płakałem długo, bo za oknem zrobiło się już ciemno. Z letargu wybudził mnie dzwonek do drzwi. Jak oparzony, pobiegłem do nich i otworzyłem. Wtuliłem się w jakieś ciało, ale nie wiedziałem czyje. Poczułem, jak ręce osobnika przytulają mnie i całują we włosy. Zaszlochałem i zaciągnąłem się zapachem właściciela. Był on tak różny od zapachu Yuu, jednak nie przeszkadzało mi to. Potrzebowałem kogoś tak, jak człowiek powietrza.